Strach mnie ogarnia, o! Panie!
Coraz ciemniej w około mnie. Zmierzch jakiś nieskończony otoczył mnie.
Jako bywają dni na początku zimy, mroczne, słotne, stroskane:
takiemi dzisiaj wszystkie myśli moje.
Wspomnę o przeszłości i smutno mi jest.
Pomyślę o jutrze i Smutniej mi jeszcze.
Ku niebu spojrzę i ciężkie chmury widzę i ból ściśnie mi duszę.
W oddali białość śniegów oczy mi razi.
Zimno mi, czarno, nieznośnie, o! Panie!
Żeby choć jedna iskierka otuchy choć jedno dotknięcie nadziei!
Szum wichru jeden tylko rozmawia ze mną.
Świsty jego rozdzierają mi Serce.
Zda mi się, jakoby jęczeli ci, których znałem, kiedyś; zda mi się ,
jakoby na świecie całym był tylko płacz jeden wielki.
Com kiedyś widział świetnego i pięknego, nie chce wrócić mi na pamięć.
Com zaznał gorzkiego, gromadzi się w około mnie.
Wszystko, co lubiłem, obmierza mi, Panie!
Strun ledwo dotknąć się mogę — ich dźwięki rozdzierają mnie.
Pieśni, które kochałem, uciekają z pod palców moich.
Gdzież jestem? Gdzież mijają chwile życia mego?
Czy to ziemią nazywa się, Panie?
Czy ja — to stworzenie rąk Twoich, Panie?
Czy ci, którzy mnie prześladują, to także Syny Twoje, bracia moi?
Czy przestwór ten, taki szary, taki martwy, to niebo, Panie?
Czy świat ten, taki nieczuły, lekkomyślny, to świat miłości Twojej?
Czy lata, które przeżyłem, były snem, Panie?
Czy boleści, których doznałem, były jawem, Panie?
Czyż ja w tej chwili już umarłem, Panie i pokutuję za winy moje?
Czyż pokuta długo trwać będzie, Panie ?
Czyż światło nie zabłyśnie nad tym, który wyszedł ze światłości stoku,
z łona Twego?
Ciało moje i dusza moja wołając litość do Ciebie!
Dusza w ciele tem mojem rozciągnięta, jak na łożu boleści.
Konają, oboje, a umrzeć nie mogą!
Z ich powiązania, z ich wspólnych uczuć dawniej, została się tylko Jedność Cierpienia !
Zda mi się czasem, że jako mgły rozpływają się kształty moje.
I że to, co myślało we mnie, zasypia na wieki!
Zda mi się czasem, że w ogniu palą się ręce moje,
że gorączka dziwna krąży pod mojemi skroniami.
I że to, co czuło we mnie, dziko hasać zaczyna.
— Gdzież ja się podziewam wtedy, o! Panie!
Świat inny od tego, w którym mi żyć kazałeś, objawia się mnie.
Straszne jego postacie i głosy — nie — nie — Tyś nigdy takich nie stworzył.
Tyś stworzył piękne kształty i szczęśliwe duchy.
Tyś stworzył Męczenników idących, wśród prób ku chwale Twojej.
Aleś potępionych nie pomyślał nigdy.
Ale tam, gdzie Ty panujesz, niema wiekuistej męki.
W obliczu miłości Twojej gdzież na wieki wieków utrzyma się ból ciała lub ducha?
O ! Panie, Panie, kiedy szaleństwo rozum mój rozdziera, ja bluźnię Tobie.
Kiedy wśród nocy drżę wszystkimi członkami przed wrogiem Twoim, ja bluźnię Tobie!
Kiedy marzę o płomieniach piekieł, ja bluźnię Tobie.
Kiedy od Twego lica, od niebios Twoich lękam się, bym nie poszedł
na wygnanie wieczne: ja bluźnię Tobie.
Wtedy ja książęciu świata — jak duchowi złego hołd składam — o ! daruj mi, Panie!
Daruj, daruj mi, o Miłości Moja!
Ale, Panie, czyż to wina sługi Twojego?
Czyż on zdoła zwyciężyć wszystkie myśli Swoje?
Czyż może odegnać obrazy, które niewiedzieć skąd
snują się przed jego biednemi oczyma?
Obdarz go łaską Swoją, Panie!
Miłosierdzie Twoje zawieszone nad duszami naszemi, jak drugie błękity!
Daj mi wiarę nieśmiertelną, Panie!
Ja wiem, żeś ukochał nas wszystkich nad miarę, nad czas, nad wszystkie myśli ludzkie.
Ja wiem, żeś urządził świat ten, by on był tylko ponurem złudzeniem,
czarną zasłoną przed wstępem do przybytku Twego.
Ja wiem, że to życie próbą doczesną, za krańcami której wonieją nieśmiertelne róże!
Ale dusza moja rozstraja się często i błąka nieszczęśliwa.
Łaski Twojej, łaski mi użycz, tej, która czarne widma pokonywa.
Tej, która cichy spokój w sercu rozlewa, gdyby rosę na spalone liścia.
Tej, która utrzymuje ducha wątpiącego na nierównościach życia,
jak Syn Twój Piotra na wzburzonych falach.
Tej, której na imię nadzieja !
O ! żebym w tych miejscach smutnych, w tym zimowym zmierzchu,
mógł usłyszeć choćby dźwięk jeden z pieśni Aniołów Twoich.
żeby choć jeden promień rozdarł te posępne wyziewy i spłynął ku mnie!
Żeby w duszy mojej przeczucie Twojej piękności powstało i nie zagubiło się nigdy!
„Wysłuchaj mnie, Boże!
Myśli serdeczna, myśli rozumna, myśli wszystkich, myśli moich,
myśli matko świata, matko moja, wysłuchaj mnie!
Jak iskra umierająca, zaniesiona przez wichry daleko,
wzdycham do Ogniska, w którem wziąłem życie.
“ Tleję tu w przepaści, tak nisko, tak słabo, a Ty tak wyniośle, t
ak daleko odemnie biednego, królujesz, stwarzasz, pałasz!
Spojrzyj na mnie!, Światło Twoje jest we mnie.
Urodziłem się u Ciebie.
Byłem w Tobie, nim opadłem tutaj jak ziarneczko ze szczytów drzewa,
jak pyłek z wierzchołków góry.
Tyś czuł mnie w Sobie, nim sam zacząłem czuć Siebie i wierzyć Tobie.
Teraz czy Ty mnie opuścisz? czy nie usłyszysz głosu mego?
Czy dopuścisz, bym zgasł?
Czy nie poratujesz mnie w ciężkiej żałości mojej?
Czyż błędy moje, popełnione na tych ciemnych ścieżkach, kędy zaniosły mnie wiatry, staną na zawsze w poprzek między dzieckiem a Ojcem?
Dziecię płacze dniem i nocą i prosi się Ojca: Ojcze niebieski, ojcze mój. mój,
umiłuj mnie, jako dawniej bywało, kiedym jeszcze żył w Tobie!
Rozdzieleni jesteśmy przez wolę Twoją świętą i mądrą.
Ale któż mnie zdoła oderwać od Ciebie? — Kto między nami nicość wydrąży?
— Kto uczyni, bym już nie był myślą Twoją, bym nie wrócił do Ciebie?
Kto osieroci Syna od Ojca, który umrzeć nie może?
Kto powie o mnie: „On przytułku niema“, dopóki Ty żyjesz?
Wróg Twój to szemrze z cicha — ale, Panie, on nie wie, co mówi!
On w ciemnych nocach, on w snach ponurych grozi mi gniewem Twoim wiecznym.
Ale czyż Ty możesz odrzucić, coś począł w Sobie?
Coś począł w miłości!
To, co stworzyłeś, miłością jest i będzie Twoją.
Nienawiść nic nie stwarza — niszczy siebie i inne.
Od chwili, w której wyszedłem przez Ciebie, nieśmiertelny jestem.
Zbawiony jestem.
Przez to, że mi życie dałeś, wiekuisty jestem.
Przez to, że mi cierpienie dałeś, cząstce Twojej, dziecięciu Twojemu,
Sobie Samemu we mnie cierpienie, zbawiony jestem!
Duch Twój w sercu mojem wytrzymuje mękę, obraz męki Jezusa.
Duch Twój, co we mnie żyje, zbawi mnie, jako Jezus zbawił ziemię całą!
I zmartwychwstanę , Panie !
Lecz dziś , dziś o tej posępnej chwili proszę Ciebie : ześlij pociechę sercu mojemu.
Strzeż mnie i tych których kocham.
Nie daj mi upaść pod ciężarem smutku i im nie daj upaść Panie!
Broń mnie i ich, Panie, od złych myśli!
Od myśli podłości,
Od myśli Samobójstwa,
Od myśli Gnuśności,
Od myśli szaleństwa.
Daj mnie i im wiarę niezachwianą, że po znikomych obrazach tego życia
ujrzymy przestronniejsze błonia.
Że tam połączonem będzie to, co rozerwała ziemia.
Ja i Oni, i Ty w nas, i my w Tobie na wieki wieków. Amen.